Chciałam wrócić do Azji. Dość szybko zaczęliśmy z Piotrkiem o tym rozmawiać. Jego też tu ciągnęło. W zeszłym roku nie było możliwości z powodu moich operacji kolana etc.
W tym roku już w styczniu zdecydowaliśmy - jedziemy. Na jesieni. Więc jesteśmy.
Tajlandia.
Moja pierwsza wizyta w Bangkoku, kilka lat temu skończyła się bardzo szybko. To miasto zwiedzane w pojedynkę nie zachwyciło mnie wtedy.
Ta wizyta była lepsza, ale wielkiej miłości wciąż jeszcze nie czuję.
Pierwszy kontakt z Tajlandią ma zapach tajskiego jedzenia na ulicy, który drażnił cały czas mój nos i mówił do mnie "zjedz pyszne tajskie jedzonko". Doszliśmy z Piotrkiem do wniosku że podejdziemy do sprawy "take it easy" więc postanowiliśmy pierwszego dnia odpuścić jedzenie na ulicy.
Wizyta w China Town pachniała jedzeniem, wizyta na Khao San pachniała lekką tandetą i białymi turystami ;) Ale miejsce zdecydowanie ma swój urok choć baaaaardzo turystyczny. No i Pad Thai + Chang musi być.
I mango sticky rice!!!
I spring rollsy!
Następny dzień był pod znakiem spania prawie do południa lokalnego czasu i lotu do Birmy.
Długo nie daliśmy rady stosować podejścia "take it easy" i wylądowaliśmy przy ulicznym stoliku na potrawach o bliżej nie znanej nazwie ;)
Szybki bezcelowy spacer po okolicy i dojazd na lotnisko. Pewne braki w umiejętności skutecznej komunikacji doprowadziły nas na lotnisko na drobne 4h przed lotem. Także tego... ;)
Przy okazji na lotnisku odkryłam coś czego do tej pory oboje nie znaliśmy czyli do owoców dodają cukier z papryczkami chilli. Fantastyczna sprawa!
Następny raz w Bangkoku będziemy za jakieś 5 tygodni, czteroosobową bandą - myślę że będzie super :)
Spostrzeżenie jakie mam to że bardziej niż poprzednim razem krępuję się żeby wyjąć aparat i robić zdjęcia ludziom. To mnie najbardziej cieszyłoby bo morze skuterów, kłębowiska kabli czy uliczne stragany już znam i nie mam dużej potrzeby fotografowania.
W tym roku już w styczniu zdecydowaliśmy - jedziemy. Na jesieni. Więc jesteśmy.
Tajlandia.
Moja pierwsza wizyta w Bangkoku, kilka lat temu skończyła się bardzo szybko. To miasto zwiedzane w pojedynkę nie zachwyciło mnie wtedy.
Ta wizyta była lepsza, ale wielkiej miłości wciąż jeszcze nie czuję.
Pierwszy kontakt z Tajlandią ma zapach tajskiego jedzenia na ulicy, który drażnił cały czas mój nos i mówił do mnie "zjedz pyszne tajskie jedzonko". Doszliśmy z Piotrkiem do wniosku że podejdziemy do sprawy "take it easy" więc postanowiliśmy pierwszego dnia odpuścić jedzenie na ulicy.
I mango sticky rice!!!
I spring rollsy!
Następny dzień był pod znakiem spania prawie do południa lokalnego czasu i lotu do Birmy.
Długo nie daliśmy rady stosować podejścia "take it easy" i wylądowaliśmy przy ulicznym stoliku na potrawach o bliżej nie znanej nazwie ;)
Szybki bezcelowy spacer po okolicy i dojazd na lotnisko. Pewne braki w umiejętności skutecznej komunikacji doprowadziły nas na lotnisko na drobne 4h przed lotem. Także tego... ;)
Przy okazji na lotnisku odkryłam coś czego do tej pory oboje nie znaliśmy czyli do owoców dodają cukier z papryczkami chilli. Fantastyczna sprawa!
Następny raz w Bangkoku będziemy za jakieś 5 tygodni, czteroosobową bandą - myślę że będzie super :)
Spostrzeżenie jakie mam to że bardziej niż poprzednim razem krępuję się żeby wyjąć aparat i robić zdjęcia ludziom. To mnie najbardziej cieszyłoby bo morze skuterów, kłębowiska kabli czy uliczne stragany już znam i nie mam dużej potrzeby fotografowania.
przejdźcie Kaosan ,za ulicę i deptak białasów i do kanału i we 4 weżcie łódkę do kanałów bankoku /2 godziny/ tak aby wracać na kaosan po zmroku .
OdpowiedzUsuńmiało być więcej jedzenia :(
OdpowiedzUsuń