.nad morzem.

Bardzo lubię takie weekendy. Oprócz niekończącej się podróży z naszym kochanym PKP wszystko było przemiłe.
Po przyjeździe do Sopotu - kolacja w 4 dziewczyny we włoskiej restauracji, nocny spacer po pochmurnej plaży, później długie nocne Polaków rozmowy. Wycieczka do Wejherowa, wystawa "Mowa Kwiatów", wycieczka i spacerek po starówce gdańskiej, sushi z widokiem na Motławę, samotny dwugodzinny spacer po znów pochmurnej plaży pełen rozmyslań na temat figli płatanych nam przez życie. Msza na dobry początek dnia, spacer po plaży do Gdańska-Oliwy w słońcu i przyjemnym wiaterku, obiad u kuzynki i jej włoskiego męża z pysznym włoskim winem prosto z Włoch, spacer z powrotem do Sopotu na koncert Możdżera na Sopockim molo. Na koniec dnia - szaleństwo z trzema ancymonami w wieku od 4.5 do 9 lat....
A w poniedziałek znów przygoda z PKP po drodze oglądając PRZEPIĘKNE żółto-zielone widoki pól kwitnącego rzepaku...... "Gdzieś w żółtego przestworzu oceanu zagubiona". A na koniec dnia - Laboratorium Dramatu z czytaniem eroiki Bhasy....

What a great time.....
PS. zdjęcia robione telefonem więc sredniej jakości.

Komentarze