Tajlandia - pierwsze wrazenia :)

Oto, kilka dni za mna wiec najwyzsza pora cos napisac jako ze niektorzy sie upominaja. A siedze wlasnie w autobusie wiec moge stukac na tel.

Ale od poczatku. Zanim wyruszylam do Azji mialam maly stop w Budapeszcie gdzie nigdy nie bylam wiec fajnie. Nocleg z CSu u Hiszpana poznanego w Polsce :) Krotki spacer, okolo 3h, po miescie dal mi sie we znaki, bylo bardzo goraco (a przynajmniej tak mi sie wtedy wydawalo ;) i w sumie musialam na sporej szybkosci wszystko obleciec bo mialam tylko 3h. Miasto bardzo mi sie podoba,widok ze wzgorza wspanialy. Co mnie uderzylo to ogromne kontrasty architektoniczne pomiedzy starym- ladnym, nowszym-komunistycznym i nowym-nowym. Przyznam, ze te komunistyczne wstawki to straszne koszmarki moim zdaniem. A ja myslalam ze w Wawie one sa okropne ;) A to co juz jest budowane troche pozniej zazwyczaj calkiem ladnie zostalo wkomponowane.

A teraz juz Bankok przez niektorych ochrzczony GangBangKok :)
Po przylocie szybko przypomnialo mi sie ze jestem w Azji:
1. Mbank postanowil nie wydac mi pieniedzy w bankomacie. Przypuszczam ze maja jakis filtr. Potem mialam nieodebrane polaczenia z nieznanego numeru. Dzieki Tato za $ bo byloby kiepsko ;)
2. Jak juz wyszlam z terminalu - goracosc!!!!!
3. No i klasycznie - taksowkarze. Od mojego hosta wiedzialam ze 200 bahtow, taksowkarz krzyknal 700... No wiec klasyczne targowanie sie, wysiadanie, przesiadanie do innej taksowki ktora pojechala za 200.

BKK nie zrobil na mnie zbyt wielkiego wrazenia. Miasto jak miasto, bardzo wiele ma wspolnego z indyjskimi duzymi miastami ale tez sporo innych rzeczy.
Tak samo: ruchliwy, smierdzacy spalinami, szerokie ulice, rozlegly, prawie na kazdym rogu mini swiatynie czy chociaz figurki, jedzenie tak samo sprzedawane z jezdzacych straganow, targi wzdluz ulic, zwykle lokalne sklepiki wygladaja tak samo
Inne: ruch innego typu - glownie samochody i motorynki, tuktukow niewiele w porownaniu do riksz (ten sam typ pojazdow), znacznie ciszej jest na ulicach, Tajowie nie trabia tylke co Hindusi, oczwyscie figurki buddy a nie bozkow hinduskich, nie ma krow na ulicach ani zbytnio psow, jedzenie oczywiscie inne :) [ponoc Tajowie uwazaja ze kuchnia indyjska jest smierdzaca ;]
No a glowna roznica - ogolnie w mentalnosci jest taka ze tutaj nikt nic nie chce ode mnie! Nie zebrze, nie zaczepia, nie robi mi zdjec, nie nagabuje non stop zeby cos kupic. Trzymaja sie z daleka i ewentualnie dosc dyskretnie przygladaja sie.
I TUTAJ JEST CZYSTO! Niesamowite to jest :)

W BKK lazilam troche po okolicy mojego hosta bo mieszka w zupelnie nieturystycznym miejscu wiec wieczorny targ to taki zupelnie lokalny, jakies przypadkowo zaliczone swieto w lokalnej swiatyni. A do tego chodzilam po centrum oczywiscie, Grand Palace robi olbrzymie wrazenie. To zbudowany przez krola Rama I kompleks z rezydencja krola, salami tronowymi oraz przepiekna swiatynia Szmaragdowego Buddy - caly ociekajacy przepychem. Przeogromne ilosci zlota, mozaik ceramicznych i szklanych, rzezby i rzezbiki, budda na buddzie, niesamowite! Jesli ktos kiedys uwazal ze chrzescijanstwo jest zbyt ozdobne i na pokaz - zapraszam do Azji, bardzo szybko zrewidujecie swoje poglady a wrecz dojdziecie do wniosku ze jest ascetyczne w swej artystycznej formie :)
Odwiedzilam tez Chatuchak Market, inaczej znany jako 'weekend market' gdzie faktycznie mozna kupic wszystko. I nie jest to market dla turystow tylko wszyscy Tajowie zaopatruja sie tutaj. Sporo rekodziela i faktycznie w cenach dosc niskich a jak wiadomo mozna a wrecz trzeba targowac sie wiec co wynegocjujesz to Twoje. Dobrze ze jestem na poczatku wyjazdu i nie chce tego wszystkieo nosic na plecach bo spore szanse ze przepuscilabym fortune.

Jako ze BKK mnie nie urzekl wywialam z niego dosc szybko. Pierwszy przystanek to Sukhothai
na polnocy, miasteczko calkiem niezle zachowanych ruin z XIII wieku, po ktorym przejechalam sie rowerem a potem postanowilam pojechac rowniez poza ten glowny teren, do pomniejszych ruinek. Tak sie zlozylo ze bylo poludnie i chyba ogolnie niewiele osob sie zapuszcza w te dalsze obszary wiec jak jechalam po jakis lokalnych drozkach to kiwali do mnie ze sporym zdziwieniem na twarzach. A po lokalnych drozkach owszem pojezdzilam bo troche sie pogubilam i mysle ze zamiast 7-8km zrobilam jakies 15km sadzac po napotkanych znakach w jez. angielskim i po tym ze wjechalam do miasteczka od drugiej strony :) No i oczywiscie spalilam sie ale znosnie bo nawet smarowalam sie i oslanialam, bywalo gorzej wiec ok.
Po drodze do Sukhothai zaobserwowalam ze drogi maja lepsze niz w Polsce, a na owych drogach glownie ciezarowki, autobusy i pick-upy. A bokiem przemykaja motrynki i skutery. Innych pojazdow nie widac. A ja o tych pick-upach: raj dla autostopowiczow choc sama jedna mam pewne obawy przed tym srodkiem transportu, slusznie? (pyt do tych co byli). A po drugie zauwazylam ze na owyfh pickupach transportowac mozna wszystko (jak w Amsterdamie na rowerach): ludzi, ogrodowe altany znacznie przekraczajace wymiary paki, krowy, wszelkiego rodzaju towar wypakowaj powyzej wysokosci mijanych ciezarowek jak rowniez kostki siana spakowane na rusztowaniu przedluzajacym obrys auta o 2-3m w kazda strone a na wysokosc to sky is the limit :) o takich zwyklych pakunkach jak meble, owoce czy motorynki nie wspominam.

W Sukhothai pierwszy nocleg bez A/C ale z wiatrakiem i musze przyznac ze nie jest latwo ;)
Jako ze w jest w tej miejscowosci niewiele innych atrakcji poza ruinami, ewakuowalam sie do Chiang Mai i w tym wlasnie autobusie wciaz siedze piszac te slowa. Rejon zmienil sie juz na bardziej gorzysty czy tez pagorkowaty, roslinnosc jakby zgestniala i zbliza sie do dzunglowej, wody wciaz malo co widac po poletkach ryzowych ledwo majacych ciut wody lub wcale a w zamian sterczace suche trawy/lodygi czy jak to sie mowi w przypadku ryzu. Pora deszczowa jeszcze nie przyszla ale ponoc w tych rejonach jest ciut chlodniej, licze na to bardzo mocno :)

Komentarze